środa, 19 marca 2014

Rozdział Czwarty

Rozdział dedykowany Alegz i Dram (no masz te swoje niebieskie włosy, na początku miały być czarne ale szajs z tym), które piszą tak świetnie, że umieram
Wayland, która nie daje mi spokoju i zrobi wszytko, żeby mnie wkurzyć (zabiję cię!)
Gabrieli Alicji, za to, że jest człowiekiem od przytulania i, że po mimo moich wszytkich wad, dalej ze mną wytrzymuje 
Mojej cudownej wyobraźni, która nie raz mnie ratuje 
I zdemoralizowanym nastolatkom, które pokazują, że każdy się zmienia

***
Nicole otworzyła oczy i pierwsze co chciała zrobić to ponownie je zamknąć. Nie chciała wracać do ponurej rzeczywistości co jakiś czas przeplatanej drobną pozbawioną kolorów tęczą,  to wiedziała nawet jej ledwo świadoma egzystencja. Dziewczyna leżała dalej, ale kusiła ją ciekwawość. Słyszała ciche szepty i szelest liści, niczym jak w lęgedzie gdzie to duchy błąkały się po lasach. Czuła swój smród. Woń słodkich borówek i miękkiej ściółki nie mogły zataić jej odoru.
Usłyszała czyjeś ciche kroki zbliżające się w jej stonę, były enrgiczne i szybkie. Nicole spowił delikatny lęk, nie miała pojęcia gdzie była, ani kto do niej idzie. Licząc, że będzie to Nel bądź Dylan, powoli uniosła powieki. I od razu stwierdziła, że kobieta która nad nią stała to nie Nel ani tym bardziej Dylan. 
Nieznajoma była przeciętnego wzrostu o zdecydowanie za małej wadze. Wyglądała na około 18 lat co widać było po młodej bladej twarzy, którą okalały długie niebieskie lekko kręcone włosy opadające na klatkę piersiową, nadając jej wygląd nimfy. Jej twarz, nie wyrażająca jakichkolwiek emocji, pozostawała jak kamienna maska, sprawiając wrażenie, że pełne usta dziewczyny nie mogą drgnąć, a dwukolorowe oczy nie mają prawa spojrzeć w innym kierunku. Przypomnianała rzeźbę stojącą w muzeum, która przyciąga tysiące spojrzeń i jest podziwiana przez wielu ludzi, mimo to nie zamierza się ruszyć.
-Obudziła się! - wykrzyknęła nieznajoma po chwili odwracając głowę w przeciwną stonę i zabierając wzrok z ledwo przytomnieje Nicole. Przeszła parę kroków i każdy natychmiast pozbyłby się złudzenia, że dziewczyna zastygła w kamieniu, chód był szybki i pewny jakby jego właścicielka miała dokładnie sprecyzowany i wyliczony kierunek swojego kroku.
-Dram! Nie drzyj japy! - natarczywy żeński głos odezwał się wysoko z góry, prawdopodobnie gdzieś z drzewa. 
-Ja wcale nie drę japy! Ty drżesz japę! -odkrzyknęła pewnym głosem i oddaliła się, kłócąc się w nieznanym dla Nicole języku. Czarnowłosa z lekkim zdezorientowaniem spróbowała się podnieść. Jednak, gdy poruszyła palcami zamiast podmokłego runa poczuła pod opuszkami materiał. Natychmiast spojrzała na swoje dłonie, obydwie owinięte były bandarzem i usztywnione w okolicach nadgarstka. Spróbowała zacisnąć pięść, ale poczuła pulsujący ból, który spowodował, że zaniechała dalszych ruchów palcami. Rozejrzała się, powoli i spokojnie, starając analizować się wszytko co ją otaczało. Wodziła wzrokiem po wysokich sosnach, próbując odgadnąć gdzie się znajduje. Przeniosła spojrzenie nieco niżej i oczom ukazały się dwie damskie sylwetki zmierzające w jej stronę. Nicole rozpoznała jedną z nich, ujrzała ją po przebudzeniu, za to tą drugą widziłała pierwszy raz na oczy. 
Była wysoka i chuda, co podkreślała średniowieczna granatowa sukienka, która delikatnie kontrastowała z bujnymi rudymi  włosami, łagodnie plączącymi się o gałęzie. Kosmyki targane przez wiatr właziły do jej błękitnych, szeroko rozwartych oczu, które komponowały się z piegami, które delikatnie obsypały twarz dziewczyny. Jej krok był chwiejny, lekko zygzagowaty, a w prawej ręce trzymała szklaną butelkę, z czego można było wysnuć wnioski, że kobieta jest pijana. Nicole obdażyła pijaczkę oschłym spojrzeniem, lata nauki nauczyły ją, że alkohol czyni z ludzi szalone monstra. 
-Nicole Victory. - szepnęła ruda, jej oddech śmierdział winem tak, że pesymistkę odrazu zemdliło od zapachu trunku. Mimo to nieznajoma mówiła płynnie, z głęboką nutą świadomości. A jej wzrok, z lekka rozbiegany, lustrował twarz rannej, spojrzenie przewiercało Nicole, starało się z niej wyciągnąć jak najwięcej. Emocje, myśli, lęki. 
-Boisz się? -szepnęła Dram owijając błękitne pasmo włosów na palec. Jej głos był czysty, zdawałoby się, że metaliczny, niczym woda płynąca po kamieniach. Współgrał z nadzwyczajną aurą dziewczyny.
Nicole postanowiła nie odpowiadać. A one czekały, niczym orły krążące po niebie wypatrując ofiary. Dziewczyna już zaczerpnęła tchu, aby odpowiedzieć, gdy dosłownie milimetr nad jej głową przelciała strzała ze srebrnym grotem i wbiła się tuż w drzewo za nią. 
-Alice! Albo która tam się wydurnia, do mnie! Już! - krzyknęła niebieskowłosa z gniewem marsząc brwi.  Na jej rozkaz wyłoniła się owa łuczniczka dzierżąc ogromny łuk. Szła powolnym krokiem z opuszczoną głową, nadając sobie wygląd skazańca. Ciepłe brązowe oczy błysnęły w popłochu promieni ukazując dzikość płynącą w oczach dziewczyny i to, że niczego nie żałowała.
-Jestem, pani. - westchnęła, jakby to wszytko było dla niej rutyną, po czym uśmiechnęła się przekornie.
-Matko Święta! - Dram wzniosła ręce ku górze w błagalnym geście
-Nie jestem matką, a tym bardziej świętą. Jestem Alice. A L I C E. - przeliterowała z przesadną dykcją 
-A więc A L I C E, co ty, drogie dziecko, sobie wyobrażasz?! -wrzasnęła celując w winowajczynię palcem próbując wzbudzić poczucie winy. 
-Naprawdę chcesz wiedzieć? 
-A idź się udław! Już mi stąd! - krzyknęła Dram puszczając się biegiem w głąb lasu za nieposłuszną dziewczyną wywrzaskując dźwięczne słowa, które jednak nie były zrozumiałe. 
Nicole mimio wolnie posłała rudej pytające spojrzenie. 
-Dram i Alice, idzie się przyzwyczaić. - odparła odczytując wzrok dziewczyny. 
-A ty jesteś...? - spytała pesymistka lekko drżącym głosem dusząc w sobie poczucie strachu i strając przełknąć ogromną gulę która wyrosła jej w gardle. 
-Sascha South. Dowódca Plemienia Północy. 
-Co to Plemię Północy? 
-Dowiesz się w swoim czasie. 
Nicole niepewnie skinęła głową, aby przypadkiem nie sprowokować Saschy, nie wzbucidź w jej pijanym umyśle kszty gniewu. 
Dziewczynę nękało ją przeczucie, że stało się coś złego, coś bardzo złego, jednak za nic nie mogła sobie przypomnieć o co naprawdę chodzi. Zmuszała swoją pamięć, aby pokolei odtwarzała film jej życia, zatrzymując się przy ostatnich kadrach, jednak wtedy wszytko się urywało. 
Po paru minutach zza drzew wyłoniła się czarnowłosa kobieta, włosy miała spięte wsuwkami, aby nie wpadały jej na błękitne oczy i żeby nie zasłaniały wyjątkowo urodziwej i łagodnej twarzy delikatnie przypruszonej piegami. 
-Paily! - krzyknęła na powitanie Sascha i wstała z wilgotniej ziemi. 
-Obudziła się już? - spytała kobieta grzebiąc w skórzanej torbie
-Yhm, taaak. -odpowiedziała przeciągle, a jej głos zabrzmiał tym razem pijacko. -Ja, mam dużo do... ten... zrobienia, no. - Po czym oddaliła się o mało nie potykając się o własne nogi.
Paily, uklękła obok Nicole wyjmując przy tym parę szklanych słoików. 
-Wybacz, ale Emily znowu zaczęła wkurzać Marię, a to nigdy dobrze sie nie kończy. -westchnęła odwijąc bandarz z lewej dłoni dziewczyny i smarując skórę zielonkawą maścią. Nicole pokiwała głową udając, że wszytko rozumie. -A i tak trzeba jeszcze zająć się tobą i tą biedną dziewczyną, jak jej tam było? Podajrze Nel. 
Ostatnie zdanie pobudziło pesymistkę. Nel, to imię uderzyło z impetem do jej świadomości. 
-Nel, gdzie ona? - warknęła nieufnie. Zapomniała na moment o strachu czy też niepewności. Nel, była aniołem, dziewczyną która widziała wiele tragedii, a mimo to dalej wierzyła w piękno świata, była dobrą duszą. Nikt nie zabiłby anioła. Nicole ujrzała bolejące spojrzenie w oczach kobiety i wtedy była pewna, że stało się coś złego. Zaczęła się zastanawiać czy anioły umierają. 
***
Dziewczyna powoli wstała, rozejrzała się po ciemnym lesie, starając dostrzec się cokolwiek. Całe szczęście niebo było odsłonięte, więc księżyc i gwiazdy dawały wątłą poświatę, jednak korony drzew przysłaniały nikły blask. Nicole westchnęła w myślach po czym po omacku wyruszyła w jej mniemaniu w stronę miasta. Jej twarz wykrzywiała się w wyrazie bólu z każdym krokiem, ale wiedziała, że musi znaleźć Nel i Dylana, powrócić na ulicę Darkwood. Prześlizgiwała się między drzewami, będąc cieniem, mrocznym duchem. Czarne oczy błyszczały niebezpiecznie, gdy usłyszała jakikolwiek dźwięk, gotowa była zaatkować wszytko co się ruszało. Wdychała leśne powietrze, rozkoszowała się nim, woń sosnowych igieł wypełniała jej płuca. Zobaczyła jaśniejszy punkt na tle tej ciemności i niesiona nadzieją dokuśtykała do otwartej przestrzeni.
Wstąpiła na polanę, gdzie zdawała się widzieć śmierć, czuć ją, słyszeć. Jej obecność była tak namacalna, że zmysły zaczęły zwodzić dziewczynę. Zdawało się że kobieta odziana w czarną szatę czai się za każdym drzewem, liczy oddechy Nicole, podąża za nią wzrokiem. Powoli tortując umysł, myśli przekradały się przez jej głowę, tworząc zawiły taniec w cieniu jej własnej niepewności. Strach stanowił reflektory dla zgrabnych tancerzy, którzy nie chcieli tańczyć do rytmu nadenego przez ich właścicielkę oraz stwórcę. Nie byli posłuszni, buntowali się przeciw swojej pani, a ich pani od czasu do czasu wyniszczała zbyt zuchwałych tancerzy, niszcząc przy tym swoje wątpliwości, bądź sporą ich część, co wykonała właśnie teraz.
Wypruszając wszelkie zawiłości ze swojej głowy, poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Z szybkością pantery odwróciła się i udrzeła prawdopodobnego napastnika po czym przyjęła pozycję bojową. 
-Spokojnie dziecko. - szepnął głos wyłaniający się z odmentów ciemności. Nicole rozpoznała ten charakterystyczny szept, Dram, którą pesymistka nazywała w myślach nimfą ciemności. 
-Czego ode mnie chcesz? - wydusiła z siebie dziewczyna nasłuchując ruchów nieznajomej. 
-Niczego, niczego nie potrzebuję. Po prostu chodź. 
Dram delikatnie szarpnęła Nicole za włosy, nakazując jej podążanie za nią. 
-I tak umrę. - wyszeptała do siebie czarnowłosa. Te słowa zawsze ją uspokajały, były mantrą, powtarzaną codziennie po tysiąc razy. 
Dziewczyna wiedziała że mogłaby się oddalić, ale coś kazało jej iść za mroczną nimfą, coś kazało jej za nią podążać, coś kazało pozwalać się prowadzić. Dram zatrzmała się obok Carmolin, po czym wymieniły parę zdań w obcym języku. 
-Kto ci zbił nos? - spytała blondynka płyną angeilszczyzną. Zrobiła to od tak, jakby zmiana języka nie stanowiła dał niej problemu.
-A jak myślisz? 
-Ty? -  zaklinaczka skierowała głowę w stronę Nicole. Dziewczyna lekko speszona pokiwała głową, nie wiedząc jak zaragować. -Dobra dziewczynka. - zmierzywiła jej włosy i uśmiechnęła się wojowniczo. 
-Dobra, ja spadam. Alice pewnie zdążyła się zesrać ze strachu, jak się dowiedziała że ma trzymać pochodnię. - weschnęła ocierając krew spływającą na usta. Oddaliła się energicznym krokiem, ale Carmolin szybko ją dopadła i wypowiedziała półgłosem zwitek słów.
-Żeby, nie było, wcale jej nie zgubiłam. Nic nie mów Sachy. 
-Jasne, ale pewnie będzie tak pijana, że nawet nie ogarnie. - Dram postąpiła parę kroków po czym odwróciła głowę i odparła lekko rozbawionym głosem, wskazując na swój nos - Uważaj, na nią jest niebezpieczna. 
Carmolin uśmiechnęła się słabo i zwróciła się do Nicole. 
-A więc, żeby nie było. Wcale cię nie zgubiłam. 
-Yhm. - wymruczała w odpowiedzi. 
Obydwie posnuły się na środek polany, gdzie zebierało się coraz więcej dziewczyn. Nicole rozpoznała wśród tłumu czarnowłosą dziewczynę o imieniu Paily i pijaną Saschę, która ledwo mogła ustać na nogach. I słyszała wycie wilków co w pewnien sposób ją sparaliżowało. 
-Kim one są? - spytała półgłosem, powoli przełamując niepewność.
-Łowczynie Północnego Plemienia. Twoje siostry. - uśmiechnęła się, a jej oliwkowe oczy błysnęły tajemniczo.
***
Już. Teraz. Bierzesz tą gałąź. Rozumiesz?! - krzyczała na siebie w myślach Alice. Oparła się o drzewo i z przestrachem patrzyła wyobraźnią w przyszłe chwile. Źle się czuła stojąc w zbyt ozdobnej czarnej sukni, która nadawała dziewczynie wygląd, młodej księżniczki urwanej ze średniowiecza. Może w innych okolicznościach łuczniczka stwerdziłaby, że sukienka nie jest taka zła, ale teraz zdawała się najzwyczajniej w świecie ją przytłaczać. Patrząc na wszytkie falbany zdawała się być zbyt ogromna jednak przy klatce piersiowej była tak obcisła, że dziewczyna mogła ledwo złapać powietrze.
Nienawidziła pogrzebów i za czasu swojego normalnego życia i będąc Łowczynią Północnego Plemienia. Tylko, że pogrzeby w normalnym świecie nie wymagały palenia martwych ciał.
-Gotowa? - spytała Dram pojawiając się niewielkim polu widzenia dziewczyny. 
-Ani trochę. Boję się. - weschnęła próbując wyrwać sobie włosy. 
Dram ani trochę nie rozumiała strachu swojej uczennicy, ale nie zamierzała się z niego nabijać. Ze strachu nigdy nie wolno żartować. 
-Z resztą wątpię, aby w tej sukni jakimkolwiek sposobem przypomniała śmierć. -weschnęła Alice 
-Nie marudź. 
-W ogóle dekolt jest za duży. Od kiedy śmierć jest przedstawiana jako superseksowna laska? 
-Nie przesadzaj, nie jesteś superseksowna. - odparła Dram. Alice udawała, że nie usłyszała komentarza mentorki i na nowo rozpoczęła serię narzekań.
-Jak ja mam się o to nie potknąć! - wskazała na dół sukni swobodnie opadający na ziemię. 
-Odbiegamy od tematu. 
-Może odrobinę. 
Wiedziała, że za chwilę wyjdzie na środek polany dzierżąc zapaloną pochodnię. Pochodnię z ogniem. Ogniem, który może ją spalić. Przecież wystarczy drobny ruch ręką, delikatny podmuch wiatru. Wszyscy wiedzieli, że Alice boi się ognia, więc czemu to jej kazano przeprowadzić ceremonię?
-Oni czekają. - Dram spojrzała na pozostały ogrom dziewczyn. Usłyszała już cichą pieśń wydobywającą się z ust Aayli, nieziemskiej śpiewaczki, która swym głosem umiała oczarować każdego-Idź. 
-Nie. - Alice wzbroniła się rękoma. - Nie! 
-Alice Wood, - dziewczyna zaczerpnęła powietrza - nie bój się. 
-Jak? - krzyknęła ze szklącymi się oczyma odswuwając się w głąb lasu. 
-To nie ty boisz się ognia. Ogień boi się ciebie. - szepnęła Dram wciskając dziewczynie zapaloną pochodnię.
Alice kiwnęła głową, spinając wszytkie mięśnie i zaciskając rękę na kiju, tak bardzo, że dłoń pobielała. 
Skup się! - wrzasnęła do siebie w myślach. 
Jeden... Zaczerpnęła oddechu. 
Dwa... Postąpiła krok do przodu. 
Trzy... Unisoła głowę. 
Cztery... Wyłoniła się zza drzew. 
Pięć... Wytrzymała spojrzenia innych. 
Sześć... Podeszła do stosu. 
Na stosie leżała martwa dziewczyna, zakrwawiona, a niedawno jeszcze żywa. 
Siedem... Podpaliła najchudszą gałąź. 
Stos natychmiast zajął się ogniem. Płonął energią życia umarłej, płonął wznosząc się ku gwiazdą. Płonął unosząc duszę do niebios. Płonął niszcząc poranione ciało. Płonął jako symbol życia. 
Osiem... Wrzuciła pochodię 
Dziewięć... Spojrzała na płomienie
Były ładne, wręcz piękne. Nie zdawły się być niszczycielskie. Tańczyły, budząc w każdym poczucie swego rodzaju melancholii za martwą dziewczynką . Tańczyły napełniając ludzi magią. 
Dziesięć... Dusza Nel odeszła do nieba. 
***
Nicole stała jak sparaliżowana. Wystaszona, zrozpaczona, ale i zafascynowana.
Patrzyła na ogień, ogień który tak niedawno dawał posiłek, a teraz sam się karmił. Karmił martwym ciałem. Tym razem nie żałowała, że nie widzi kolorów, nie chciała podziwiać ognia i jego płomiennych języków nigdy więcej. 
Wydarzenia z urwanego filmu wróciły. 
Pamiętała. 
Pamiętała swój egoizm
Pamiętała swój strach
Pamiętała mordercze wilki
Pamiętała krzyk
Pamiętała skok do przepaści
Pamiętała śmierć
I słyszała pieśń, piękną, śpiewaną głosem tak hipnotyzującym i czystym, że zaczął wnikać do jej oblodzonego serca. 
Nicole próbowała pozbyć się obrazu przyjaciółki sprzed oczu, ale nie umiała. Wspomnienia paliły jej pamięć, starając się wywołać chociaż jedną łzę. Ale dziewczyna nie płakała, nienawidziła okazywać słabości. Nawet teraz, gdy jej jedyna przyjaciółka płonęła, nie zamierzała się poddać emocją i buzującm pragnieniu płaczu. 
Na jej głowę zwaliło się tysiące pytań na które nie umiała znaleźć odpowiedzi i nie była pewna czy chce je znać. Przecież i tak umrze. 







1 komentarz:

  1. Dlaczego ty nigdy nie mówisz, kiedy wstawiasz rozdziały? No weś!

    EPICKOOOOOOOOOOOOOOOOOOO.

    WEŚ ! EPICKO !

    EPICKO, EPICKO, EPICKO!

    PISZ DALEJ, I NIE JEST ZOMBIE!

    OdpowiedzUsuń